piątek, 11 kwietnia 2014

Prace Piotrka: naprawa lodówki

Lodówka również była projektem wieloetapowym. Jak zwykle na Kimie, nie działało w niej kompletnie nic, trzeba więc było poświecić czas i uwagę każdemu elementowi z osobna.

Na początku spotkała Piotrka niespodzianka. Okazało się, że schowek na rufie, w którym do tej pory było trzymane paliwo, jest również częścią lodówki, a więc ma ona dwie komory, a nie jedną, jak się wcześniej wydawało.

Mała lodówka na rufie
To miłe odkrycie, ale priorytetem było sprawdzenie czy agregat ruszy, bo od tego zależało czy obecny schowek na paliwo odzyska swą dawną funkcję i będzie mógł konserwować nasze jedzenie. Piotrek zaczął od sprawdzenia starego sterownika do agregatu. Styki były pokorodowane, więc te w całości poczyścił a przeżarte wymienił,
żeby nie było zwarć i polutował kable na wyjścia. Po podłączeniu zasilania okazało się, że agregat działa, a instalacja gazowa się nigdzie nie rozszczelniła i jednak chłodzi. Szanse na lodówkę znacznie wzrosły i w tym układzie warto było zabrać się za jej reaktywację.

Agregat

Kolejnym krokiem było gruntowne czyszczenie. Porośniętą szczelną warstwą grzyba starą izolację trzeba było usunąć i teraz nastała walka o zdobycie nowej. Piotrek udał się na śmietnik w poszukiwaniu styropianu. Szczęśliwie udało mu się znaleźć ten materiał, ale oczywiście kawałki, które zdobył nie pasowały rozmiarem do panelu. Styropian trzeba było wycinać i sztukować. Każdy panel musiał zostać złożony z kilku kawałków i oklejony samoprzylepną taśmą aluminiową. 

   

Pokrywa dużej lodówki

Pozniej Piotrek usunął wszystkie oleje, smary itp, z zewnętrznej komory i nastąpiło mycie, czyszczenie i szlifowanie wnętrza lodówki (jakie szczęście, że mnie tu jeszcze wtedy nie bylo!). Do mycia trzeba było odkręcić element chłodzący oraz wyciągnąć resztki starego termostatu, ktorego nie dało się w żaden sposób reaktywować. Tymczasowo załączył więc lodówkę na krótko, na mostek elektryczny bez termostatu. Gdy udało się kupić nowy termostat, okazało się, że jego ustawienia nie pasowały do naszej lodówki i Piotrek musiał go regulować na śrubach.

W miedzyczasie zaginął panel do zewnętrznej lodówki i trzeba było zrobić nowy. Piotrek  dostał od kogoś starą, plastikową płytę i wyciął z niej dwa panele tej wielkości co pokrywa. Wyszlifował je do białości, bo były pożòłkłe od czasu, brudu i promieni słonecznych, i za pomocą żywicy epoksydowej zrobił z nich sklejkę. Potem dorobił dodatkowy panel izolacyjny specjalnie do tej pokrywy, tak jak poprzednio ze styropianu i taśmy aluminiowej. Zabezpieczył go matą szklaną i żywicą przed obijaniem przy otwieraniu i zamykaniu płyty. Gdy już tak wszystko szło gładko zabrakło żywicy na ostatni ròg panelu i nie dało się skończyć go za jednym razem. Trzeba było czekać do rana na nową żywicę i z powrotem czekać aż wszystko wyschnie i stwardnieje. W końcu jednak panel był gotowy i można było zamknąć lodówkę i rozpocząć testy chłodzenia.

                  
Pokrywa małej lodówki

Teraz okazało się, że wentylator jest niewystarczający i jednak trzeba było podłączyć pompę, aby chłodzić wodą. Szczęśliwie akurat znalazła się na łodzi pompa wody, którą Piotrek mógł podłączyć przy bilge, żeby ciągnęła wodę morską. Do tego należało jeszcze przedłużyć rurki. Jakby tego wszystkiego było mało, rurka, którą można było podłączyć do pompy okazała się mieć inną średnicę, więc Piotrek musiał zrobić i zamontować przejściówkę.


        
  
Pompa i przejściówka

Nareszcie na Kimę powróciła cywilizacja, woda, prąd, działający silnik i sprawna lodówka. 

Lodówka

Można wreszcie chłodzić drinka i wyruszać w morze!

8 komentarzy: