sobota, 24 maja 2014

Wycieczka do ogrodu botanicznego

Pierwszą wycieczką, jaką odbyłam była wyprawa do ogrodu botanicznego w Roseau. Pomna niezwykłego przeżycia podczas wizyty w ogrodzie botanicznym na St. Vincent w zeszłym roku, gdzie przewodnik w 40 minut, które pozostały do zmierzchu dosłownie obiegł z nami część parku odkrywając przed nami tajemnice świata kryjących się tam roślin z pasją i wiedzą, której nie powstydziłby się nawet Sir David Attenborough, uznałam, że i na Dominice warto będzie skierować kroki w podobne miejsce.

Piotrek dalej w szale naprawiania i ulepszania otoczenia odmówił uczestnictwa w tej wyprawie. Stwierdził, żebym poszła najpierw sama sprawdzić czy warto, żeby on poświęcił temu miejscu swój cenny czas ;-). Pozostało mi zatem pójść i wybadać teren.

Na wszelki wypadek zrobiłam mały wywiad w internecie, aby wiedzieć czego się mogę spodziewać. Wikipedia z miejsca ostudziła mój entuzjazm informując mnie, że owszem ogród botaniczny w Roseau był niegdyś najpiękniejszym miejscem tego typu w regionie. Został założony przez Anglików w roku 1898 i hołubiony przez kilka następnych dekad. Niestety w 1979 roku huragan David położył temu kres dewastując większą część parku. 

Nie zraziwszy się przepowiedniami Wikipedii, wszak od huraganu minęło już 35 lat i była szansa, że w tym czasie co nieco odbudowano i wyhodowano, zapakowałam aparat do torby i powędrowałam łapać busa do Roseau.

Pan kierowca był na tyle uprzejmy, że dowiózł mnie pod sam ogród. Próbował za to naliczyć mi podwójną stawkę za przejazd, jako że panuje tu zasada, iż niezorientowany biały człowiek musi zapłacić więcej. Na szczęście jeśli biały człowiek zdołał się już rozeznać w lokalnych cenach i zechce to zasygnalizować z reguły szybko odpuszcza mu się ten podatek od koloru skóry i niewiedzy. Być może z resztą jestem niesprawiedliwa, może inny cennik dotyczy wszystkich nietutejszych niezależnie od rasy. Taką politykę na przykład przyjęto tu we wszystkich miejscach odwiedzanych przez turystów. Stawki zazwyczaj są te same przy czym mieszkaniec Dominiki uiszcza ją w EC, a przybysze zza morza w dolarach US. Jakby na potwierdzenie tego faktu, pierwszą rzeczą, na którą się natknęłam tuż po opuszczeniu busa, była następująca tabliczka wisząca obok wejścia do toalety.


Jeśli takie jest oficjalne podejście do turystów, czy można się dziwić drobnym przedsiębiorcom, że próbują stosować tę samą strategię? :-)

Moim oczom ukazał się raczej zadbany park niż ogród botaniczny. Nie znalazłam kasy, ani przewodników, za to na równo skoszonych trawnikach piknikowała część mieszkańców Roseau. Młodzi chłopcy grali w rugby. Dziewczynki grały fałszując niemiłosiernie na instrumentach dętych. Ogólnie cały obrazek prezentował się dość sielankowo i naprawdę nie wiem czemu nie zrobiłam zdjęcia. Chyba wciąż liczyłam, że właściwy ogród botaniczny jeszcze się nie zaczął i byłam bardziej nastawiona na znalezienie wejścia, niż uwiecznianie scenek rodzajowych.

Jednak im dłużej szłam, tym bardziej przekonywałam się, że ani kas ani też żadnego innego wejścia niż to, przez które wjechał bus, tutaj nie ma. Przez park idą dwie drogi, na szczęście mało ruchliwe.



Przechadzając się zatem trawnikami pomiędzy ulicami oglądałam nieznane mi drzewa i krzewy. Niestety opisane były tylko dwa, wspomniany wyżej baobab oraz indyjski banyan, akurat te, które i tak można było dość swobodnie rozpoznać. Reszta pięknych drzew i krzewów pozostała tajemniczo anonimowa, a szkoda, bo miło by było wiedzieć na co się patrzy. Pozostało mi porobić zdjęcia, co ciekawszym okazom i później mozolnie odkrywać ich nazwy w internecie.  




Strączyniec drzewiasty, po angielsku nazywa się trochę ładniej Golden Shower
(Złoty prysznic) 



Czerpnia gujańska, zwana po angielsku cannonball tree (czyli drzewo kul armatnich) ze względu na swoje duże okrągłe owoce
Figowiec bengalski (banian) z Indii

Surmia, zwana też katalpą

Albizia karaibska - przeogromna


Petrea volubilis

Palma wachlarzowa pochodząca z Azji Południowo-Wschodniej

Star apple (nie doszukałam się polskiej nazwy), roślina tutejsza
Butea monosperma, zwana też Ogniem Lasu,  pochodzi z Azji Południowo-Wschodniej

Dotarłam również do afrykańskiego baobabu, który podczas huraganu David w 1979 przewrócił się na zaparkowany pod nim autobus, na szczęście pusty, więc nikt nie ucierpiał. Baobab leży tam do dziś na pamiątkę tego wydarzenia. 



Trafiłam też na ptaszarnię, w której za gęstą siatką trzymane są lokalne endemiczne gatunki papug, Sisserou i Jacko, ale miejsce to było nieczynne. Odeszłam bez żalu, bo zdecydowanie wolę zobaczyć te papugi przypadkiem na wolności niż tutaj w klatce. Po drodze kolorowe tablice obwieszczały istnienie jakiegoś szlaku. Prowadził dzikszą ścieżką na górę zwaną Morne Bruce, podreptałam zatem z nadzieją na coś ciekawego. 


Na szlaku
Gdy szłam raz po raz ocierając pot z czoła kilkakrotnie coś mnie nieźle przeraziło gwałtownie szamocząc się w trawie. Kiedy wreszcie przełamałam strach, tłumacząc sobie, że przecież na Dominice nie ma niebezpiecznych zwierząt i zajrzałam w chaszcze okazało się, że to jaszczurki. Przypomniało mi się, że czytałam w internecie, że w tym ogrodzie, żyją dwa gatunki tych gadów i rzeczywiście napotkałam na kilku przedstawicieli obydwu. Zapozować zechciał jednak tylko jeden, reszta na widok aparatu uciekała ile sił w nogach.
Dominicka jaszczurka ziemna lub ameiva dominicka (Dominican Ground Lizard)
Na górze znajdowała się nieciekawa kapliczka i osiemnastowieczna armata oraz widok na Roseau. Po mozolnym wdrapywaniu się na górę w trzydziestostopniowym upale można było się rozejrzeć ewentualnie pomodlić i można było schodzić :-).



Ogólnie rzecz biorąc ogród botaniczny jest miłym miejscem na spacer i na pewno chętnie tu wrócę poleżeć pod drzewem gdy będę w Roseau. Z zalet, na pewno jest to rozrywka darmowa (poza toaletą oczywiście:-)), czego, jak później odkryłam, o większości godnych polecenia miejsc na Dominice powiedzieć nie można. Jednak za wiele o roślinach dowiedzieć się tu niestety nie da i jeśli ma się mało czasu na zwiedzenie Dominiki, to  uważam, że można go sobie swobodnie odpuścić. Na tej wyspie jest cała masa zdecydowanie bardziej wartych obejrzenia miejsc, a mieszkańcom strefy umiarkowanej każdy tutejszy przydomowy ogródek zapewni równie ekscytującą atrakcję botaniczną. 

4 komentarze:

  1. Ale mam nadzieje, ze uaktualnilas tez przy okazji wikipedie? ;-) - widzx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, nie, a myślisz, że powinnam? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pędzę uaktualniać zatem, trzeba znów zrobić coś dla świata ;-)

    OdpowiedzUsuń