czwartek, 31 lipca 2014

Tuńczyk

Miejscowa ludność tuńczyka łowi przy okazji. Gdy płyną łódką na silniku po prostu przyczepiają do niej z tyłu linki z haczykami i gnają przez morze. Prawdopodobieństwo, że pod koniec wycieczki będą mieli uczepione linek tuńczyki jest niemal stuprocentowe. Ja nie jestem wielką fanką tuńczyka, ale przecież nie pogardzę świeżą rybą, którą mi dostarczają prosto do domu. :-) Akurat przepływali rybacy ze świeżym połowem, więc kupiliśmy dwa tuńczki, razem dwa i pół kilo. Niestety nie mam pojęcia jaki to gatunek tuńczyka, jest ich tyle, że nie podejmuję się sama określić, ale jeśli ktoś wie, to proszę o informację :-).

Piotrek wyciął z nich cztery wzorowe filety, a z reszty Krzysiek ugotował swą przepyszną zupę rybną. Ja z kolei sporządziłam marynatę do filetów, żeby dotrwały do dnia następnego i żebyśmy mogli wrzucić je na grilla. Marynata została przyrządzona z tego, co akurat miałam w kuchni i pod wpływem chwilowego natchnienia, wyszła rewelacyjna, więc zapisuję przepis poniżej na przyszłość.

Marynata z zielonym mango
Pół zielonego mango (takiego lekko niedojrzałego, żeby był kwaskowaty)
Korzonek świeżego imbiru
3 ząbki czosnku
2 łyżki sosu sojowego 
Łyżeczka syropu z gałki muszkatołowej (może być zastąpiony miodem)
Szklanka oleju

Mango obrać i pokroić w drobniutką kosteczkę, to samo uczynić z imbirem i czosnkiem. Wszystkie składniki marynaty zmieszać dokładnie, odstawić na 15 minut, a później i zalać nią przygotowane wcześniej i osuszone filety z tuńczyka. Przykryć i wstawić do lodówki na minimum pół godziny, ja trzymałam je prawie całą dobę. Rozpalić grill wyciągnąć filety z marynaty i przełożyć na folię aluminiową. Folię szczelnie zamknąć i wstawić na grilla. Grillować przez 10-12 minut, następnie otworzyć folię i grillować jeszcze przez 2-3 minuty. 

Do ryby sporządziłam fasolkę szparagową upieczoną w sosie sojowym i ziarnami kolendry w folii aluminiowej na grillu. 

Położyłam na nim również główkę czosnku oraz na sam koniec przekrojone na pół bułki. Po upieczeniu czosnku wycisnełam po jednym ząbku na każdą grzankę i rozsmarowałam, by nadać im lekko czosnkowy posmak. Ślinka mi cieknie na samo wspomnienie tej kolacji, bo wyszła nam prawdziwa uczta.



4 komentarze:

  1. Boże... marynata z mango, imbiru i gałki muszkatułowej... Mam nadzieję, że chociaż nóż do filetowania jest przykry ;)
    (Ania)

    OdpowiedzUsuń
  2. W tamtym czasie nie posiadaliśmy takiego cuda, jak nóż do filetowania, ale Piotruś dał radę wykroić całkiem ładne fileciki zwykłym nożem :-)

    Echhh, no nie przeczę, dobre to było :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas teraz mozna kupic bardzo dobre mango. W dodatku, wyobraź sobie, w Biedronce :) udało mi się trafić na żółto-czerwone, z których sok aż kapał. Po prostu bajecznie dobre. Miałam też rybę i gałkę, ale do głowy by mi nie przyszła taka marynata. Zresztą panowie zajmowali się obróbką termiczna ryby, więc i tak nie było szans na własne pomysły. znasz ten problem, prawda? :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. No to super, te żółto-czerwone to moje ulubione. My tu mamy głównie dostęp do takich małych zielonych, które ja właśnie preferuję, gdy są jeszcze lekko niedojrzałe, bo gdy dojrzeją robią się tak słodkie, że nawet Piotruś nie daje im rady, a on lubi rzeczy jak na mój gust słodkie do wyrzygania :-).
    Pomysł pierwotny na marynatę był z sokiem z limonki, ale że akurat nie było sezonu na limonkę, to trzeba było czymś zastąpić, no i niechcąco wyszło coś ciekawego :-).
    Oj, znam, znam, ale na pocieszenie powiem Ci, że podobno istnieje też taki gatunek mężczyzny, którego nawet siłą do żadnej roboty zapędzić się nie da ;-).

    OdpowiedzUsuń