sobota, 30 sierpnia 2014

Kolejny zwykły dzień :-)

Dzień leniwy (dla odmiany ;-)), lecz nie pozbawiony drobnych wrażeń. Po trzech dniach spędzonych w większości na lądzie chciało mi się zostać na łodzi i nawet wizja internetu bez papierosa, bo Krzysiek, który cały boży dzień spędza na brzegu przy komputerze, wreszcie ruszył gdzieś w miasto, nie była w stanie mnie przekonać do pojechania na brzeg. Mój żywioł to woda i teraz, kiedy nareszcie mam stały kontakt z dużym akwenem mam z nim jakąś więź, która sprawia, że nie lubię się od niego na dłużej oddalać. Postanowiłam uzupełnić bloga, więc większość czasu przesiedziałam na rufie stukając w ipada i gapiąc się w morze.

Nawet Piotrek postanowił się dziś relaksować, co w jego wypadku wyglądało tak, że musiał wykonać tylko najpilniejsze naprawy. Kima nie lubi, gdy Piotruś się nią nie zajmuje i natychmiast zaczyna jej coś dolegać. Dziś akurat uwagi potrzebowała pompa wody od lodówki. Po szczegóły odsyłam do następnego wpisu. 

Kiedy po skończonej pracy Piotrek powrócił na rufę, okazało się, że haczyk z przynętą, którą zarzucił rano (jak zwykle bezowocnie, nadal nie odkryliśmy tajemnicy połowu tutejszych ryb) wkręcił się w śrubę od silnika Kimy. Tym razem przyszła kolej na moją interwencję. Założyłam maskę do nurkowania i zanurzyłam się w wodę, aby ocenić rozmiar zniszczeń. Na szczęście okazało się, że żyłka tylko zaczepiła się o śrubę i za pomocą kija udało mi się ją zepchnąć i wyłowić. Popływałam jeszcze trochę jak zwykle zachwycając się kolorowymi rybkami na rafie.




Wróciłam do błogiego lenistwa na rufie akurat na czas by zaobserwować poruszenie zwierzyny morskiej w wodzie. Kiedy się wychyliłam okazało się, że moje ulubione klarneciki urządziły polowanie na pasiaste rybki, naszych sąsiadów z dołu. Niebieskiej ławicy udało się porwać jednego małego garbika i teraz wyrywały go sobie zawzięcie z pysków. Prawo własności jest niczym w świecie zwierząt. Ten, który upolował wcale niekoniecznie się naje, bo własni bracia z radością pozbawią go zdobyczy. Walka trwała chwilę pod naszą łodzią, po czym całe towarzystwo nadal w ewidentnym konflikcie pomknęło w nieznanym kierunku. Nie muszę chyba dodawać, że OCZYWIŚCIE nie miałam pod ręką aparatu, bo gdyby był na rufie to na pewno żadna ciekawa akcja z udziałem zwierząt nie zaistniałaby ;-). 

2 komentarze:

  1. Ach jak fajnie sie tak popluskac w wodzie, a pluwanie z maska i podgladanie rybek to fantastyczna sprawa! Zakochalam sie w tym podczas pobytu na Kubie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też to uwielbiam, wsadza się głowę pod wodę, a tam zupełnie inny świat :-)

    OdpowiedzUsuń