piątek, 29 sierpnia 2014

A teraz o trochę ludziach

Biali ludzie są na Dominice bardzo nieliczną mniejszością. Ci, którzy robili tu wspaniałe interesy w czasach kolonii, dawno już opuścili tę wyspę, więc teraz dominują turyści. W sezonie prawie codziennie w Roseau dokują wielkie statki wycieczkowe, z których wysypuje się ich cała gromada. Część wykorzystuje jeden dzień na Dominice na jakieś szybkie wycieczki do co ciekawszych miejsc. Część jedzie busami do firm oferujących nurkowanie na rafie, w tym do Aldive, Billy'ego i Samanthy, a znaczna większość wałęsa się bez celu po nabrzeżu, które w dniu ich przyjazdu zamienia się w prawdziwy jarmark z dziesiątkami straganów oferujących pamiątki. Poza tym na Dominikę zawija trochę francuskich turystów, bo mają tu łatwy dostęp z Martyniki i Gwadelupy, nieliczni biznesmeni, trochę naukowców badających tutejszą faunę i florę, no i oczywiście żeglarze, w przeważającej mierze Francuzi i Amerykanie, a z rzadka Holendrzy lub Anglicy.



Na Karaiby raczej nie przyjeżdzają ludzie biedni, więc biały człowiek zazwyczaj oznacza tu dobry zarobek. Nic więc dziwnego, że praktycznie każdy, kto ma coś do sprzedania próbuje zaoferować swój towar. Trudno jest więc przejść ulicą i nie zostać choć raz nagabniętym, żeby coś kupić, na przykład lokalny sok obowiązkowo masakrycznie przesłodzony, albo owoce, warzywa, przyprawy, pirackie płyty itp, itd. Jednak choć każdy handlarz próbuje szczęścia, wystarczy dać im do zrozumienia, że nie jest się zainteresowanym i wszyscy odpuszczają, nie biegną za człowiekiem próbując mu za wszelką cenę coś wcisnąć, tak jak ma to miejsce na przykład w Indiach czy Afryce Północnej. 

Bardzo rzadko zdarzają się też ludzie proszący o jałmużnę. W sumie podczas całego pobytu na Dominice natknęłam się na nich tylko dwukrotnie. Za pierwszym razem kiedy kupowałam coś od ulicznych handlarek podszedł do mnie pan próbując wydębić trochę grosza, ale kobiety z miejsca go przegoniły oburzone, że psuje opinię o Dominice. Innego dnia poprosił mnie o wsparcie mężczyzna bez ręki i to wszystko.

W każdym razie poza centrum Roseau biali ludzie rzadko chodzą po drogach Dominiki. Jeśli już się przemieszczają to wynajętym samochodem lub taksówką, a jeśli idą to głównie z parkingu do punktu widokowego. Kiedy poruszamy się więc z Piotrkiem, gdzieś poza wytyczonymi dla turystów szlakami nigdy nie pozostajemy niezauważeni. Praktycznie wszystkie dzieci się do nas uśmiechają i machają, krzycząc "hello". Również przeważająca większość mężczyzn odczuwa potrzebę, aby się przywitać i czasem zagadnąć jak nam się podoba Dominika lub po prostu życzyć nam miłego dnia czy pobytu. Oni jednak ostrożnie odzywają się tylko do Piotrka, a do mnie zwracają się dopiero wtedy, gdy ja się włączę do rozmowy. Kobiety natomiast zwykle przyglądają się nam bez słowa, chyba, że nawiążemy kontakt wzrokowy lub zagadniemy je pierwsi. Jest to bardzo miłe, ludzie poza tym są życzliwi i pomocni, jeśli się ich o coś zapyta, a czasem wręcz sami interesują się, gdy widzą, że mamy jakiś problem. 

Sytuacja się nieco zmienia, kiedy tymi samymi drogami chodzę sama. Biała kobieta przed sześćdziesiątką (dotyczy wieku i wagi:-)) stanowi tu egzotyczną atrakcję. Jakieś 95% mężczyzn  w wieku od lat mniej więcej 15 (górnej granicy nie ma) wita mnie z entuzjazmem, niemal zawsze prawiąc mi komplementy. Jeśli większa grupa jedzie samochodem, zawsze hałaśliwie dają wyraz swego uznania dla mej osoby. Nie żebym kiedykolwiek narzekała na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, ale mimo wszystko w Europie aż tak nie bywało (a w każdym razie nie co dzień ;-)), że kiedy idę ulicą prawie wszyscy mężczyźni mnie pozdrawiają i mówią mi, że jestem piękna, a teraz mam tak za każdym razem, gdy wychodzę gdzieś sama. Nikt nie jest wulgarny ani nachalny i na ogół ta atencja jest miła, muszę jednak przyznać, że nie lubię być w centrum uwagi i czasem to ciągłe zainteresowanie mnie męczy. Jednak kiedy myślę, że w jakiejś małej polskiej miejscowości pojawiłaby się na drodze czarna kobieta, to chyba też nie przeszłaby niezauważona, i tylko zastanawiam się czy polscy mężczyźni byliby dla niej równie mili i uprzejmi jak ci tutaj są dla mnie...

Raz miałam śmieszną sytuację, wracałam z supermarketu z dość ciężkimi siatkami, kiedy zagadnął mnie kierowca terenowego samochodu, który mnie akurat mijał. Pan o wyglądzie pluszowego misia już widząc mnie tylko od tyłu zdecydował, że chciałby spędzić ze mną resztę życia i kiedy już wreszcie, jego pojazd zrównał się ze mną i dał mu szansę zobaczyć też front mej skromnej osoby zaczął mi wyliczać co posiada (dom i samochód) oraz przedstawiać kuszącą ofertę swego planu, która brzmiała mniej więcej tak: "if you were with me, I would make you feel nice everyday" (Gdybyś była ze mną, każdego dnia sprawiałbym, żeby Ci było miło). Cóż było robić, wróciłam do Mego Mężczyzny, który mieszka na cudzej łódce, motor wystawił na sprzedaż, samochód oddał rodzicom i jeszcze powitał mnie pretensjami, że nie kupiłam mu lodów, choć przed wyjściem pytałam czy chce coś ze sklepu i mówił, że nie (ale przecież powinnam była się domyślić, że loda to by zjadł ;-)). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz