wtorek, 2 września 2014

Abricot a może mamea amerykańska

Kolejnym egzotycznym owocem, na który natknęłam się podczas cotygodniowych zakupów na rynku w Roseau był abricot. Niestety nie jest to zbyt popularny owoc, gdyż znalazłam na jego temat jedynie kilka małych wzmianek. Prawdopodobnie może to być mamea amerykańska, ale nie jestem do końca przekonana. Niby na zewnątrz wygląda tak samo, ale mój owoc miał nieco inny środek, niż te na zdjęciach w internecie, więc dopóki ktoś mnie nie oświeci, nie będę się upierać, że to to samo.  

Zastanawiałam się nawet czy jest sens pisać o nim na blogu, skoro nie mogę udzielić zbyt wielu informacji, ale pomyślałam, że warto też podzielić się i takim doświadczeniem, że jem coś, a nie do końca wiem co :-). Być mo że ktoś ze światłych czytelników będzie wiedział coś więcej na temat tego owocu i podzieli się wiedzą?


Panie na rynku powiedziały mi, że ten owoc po prostu się obiera i je, tak też uczyniłam. Pod względem smaku, koloru jak i konsystencji miąższu jest to coś pomiędzy marchewką a mango. W środku ma kilka pestek, do których ciasno przylega miąższ i pozostaje je jedynie obkroić. 



Znowu jakoś szczególnie mnie ten owoc nie zachwycił, a tym razem nawet nie wiem, co zdrowego i potrzebnego dla organizmu on zawiera. Na pewno warto było spróbować, ale raczej nie trafi on na moją stałą listę zakupów, tym bardziej, że nigdy więcej go na rynku nie spotkałam. 

Kiedy zaś myślę do czego można by go wykorzystać do głowy przychodzi mi jedynie curry, bo to jedyny wspólny mianownik jaki znalazłam dla mango i marchewki. Oczywiście nie omieszkam poinformować, jeśli takie curry kiedykolwiek popełnię :-). 

2 komentarze:

  1. Hmm, no ciekawy ten dziwny owoc;) i faktycznie tak jak mowisz, mysle ze do curry bylby idealny, moze powinnas sprobowac ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamierzam, ale od tego czasu nigdzie się na niego nie natknęłam, to chyba rzeczywiście jest bardzo niszowy owoc. Jak go jeszcze kiedyś dopadnę to będzie to oznaczało, że na kolację będzie curry :-)

    OdpowiedzUsuń