sobota, 20 września 2014

Pan od klatek i kolejny test lokalnych rybek

Obok AlDive mieszka rybak trudniący się łapaniem ryb i innych stworzeń morskich do specjalnych klatek, które rzuca na dno morza. Po paru dniach wyciąga je, opróżnia z ryb i rzuca z powrotem. To zawsze jest loteria, co wpadnie do takiej klatki i w związku z tym jego połowy są bardzo różnorodne, a dla mnie przez to mocno ekscytujące. Niestety nie zawsze przepływa obok Kimy, często płynie na południe, gdzie pewnie ma punkt zbytu w jakiejś restauracji, ale czasami udaje nam się go zawołać i wtedy mamy okazję popróbować ciekawych okazów. 

Za pierwszym razem poprosiłam go o kilka małych różnych rybek, żebyśmy mogli porównać smaki i dostaliśmy taką oto selekcję. Te z żółtymi paskami na pyszczkach nazywają się po angielsku yellowtail snapper, a po polsku chryzor żółtogon, a te z kolorowymi paskami na pyszczkach to parrot fish (ryby papuzie), których polska oficjalna nazwa brzmi sparisoma.


Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem trafiły w mąkę i na patelnię, więc nad ich przygotowaniami nie będę się tutaj rozwodzić. Hmmm, mieliśmy porównać smaki, żeby ocenić, które są najlepsze, ale trochę nam to nie wyszło. Najsłabiej wypadła ta największa ryba na pierwszym planie, ale to chyba głównie dlatego, że ona była już trochę za duża i za mięsista do smażenia w całości na patelni, gdyby została podzielona na filety lub upieczona w piekarniku chyba lepiej by smakowała. Cóż, lekcja przyjęta. Natomiast reszta towarzystwa była przewspaniała, taka jak trzeba soczysta, lecz zwarta zarazem, delikatna i rozpływająca się w ustach. Nie byliśmy w stanie stwierdzić, które smakują nam bardziej. Mniam :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz