czwartek, 24 lipca 2014

Ach, cóż to była za noc!

Impreza rozpoczęła się znienacka wyrywając mnie ze snu. Wiatr grał wściekle na swoich dudach, deszcz bębnił bez umiaru, morze porwało naszą łódź w objęcia i rozpoczęli swój szalony taniec. W Kimie znów obudziła się kobieta, więc kręciła w tańcu piruety niczym najlepsza baletnica, choć stare kości trochę jej trzeszczały. 

(Piotrek oczywiście już nie spał podekscytowany faktem, że żagiel sztormowy działa, wstawał raz po raz, by zmieniać błyskawicznie napełniające się kanistry, do których zbierał deszczówkę)

I tylko ja czułam się dziwnie niezaproszona na to party. 

Próbowałam uspokoić to towarzystwo, była wszak 2.00 w nocy i ja chciałam spać, ale nikt mnie nie słuchał. Uznałam więc, że czas przestać się zachowywać jak zrzędliwa ciotka i przyłączyć się do zabawy. Nie muszę przecież wstawać rano do pracy, więc mogę spokojnie zawalić noc i spontanicznie cieszyć się tym, co zsyła los. 

Poddałam się ruchom Kimy, zamknęłam oczy i wsłuchałam się w ten koncert. Muzyka była gwałtowna, jak gdyby wszyscy grający próbowali zagłuszyć się nawzajem. Nie mogło to być nic innego jak ogniste flamenco, wygrywane przez przyrodę z cykadami zamiast kastanietów. Kima poruszała się rytmicznie i wręcz spazmatycznie od czasu do czasu muskana przez obtańcowujące ją dookoła morze, a czasem zanurzając się bez pamięci w jego ramionach. 

Zapadłam się w ten ich taniec niczym w trans wizualizując sobie to, czego na własne oczy zobaczyć nie mogłam, bo wcale mi się nie chciało wychodzić na pokład. Zabawa była burzliwa i przednia, aż po jakiejś godzinie całe towarzystwo wyczerpało się lekko i oklapło, więc i Kima przestała się rzucać i wróciła do swego łagodnego, miarowego kołysania. Można było z powrotem zapaść w błogi sen i śnić, że kiedyś mój mężczyzna przestanie być taki wiecznie zajęty i też mnie porwie do takiego tańca...

4 komentarze:

  1. No nie, takie tance i atrakcje to zdecydowanie nie dla mnie :( Plynelam statkiem raz i to o wiele wiekszym i bylo bardzo nieciekawie, dlatego wszelkie rejsy w przyszlosci sobie odpuszczam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ach, ze mnie tam nie bylo :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta - kwestia przyzwyczajenia, ja też na początku słabo to znosiłam, ale przywykłam, z resztą jak się leży to jest OK :-)
    Maja - każdego dnia żałuję, że Cię tu nie ma :-(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się zdaje, że ta żaba nie jest jednak zaklęta... ;) (Ania)

    OdpowiedzUsuń