niedziela, 27 lipca 2014

Przystań i jej stali bywalcy

Przystań, przy której przycumowana jest Kima nazywa się AlDive. Znajduje się ona w małej miejscowości, Loubiere, położonej 3 km od Roseau, czyli stolicy Dominiki. AlDive należy do małżeństwa, Billy'ego i Samanthy. Prowadzą oni firmę oferującą szkolenia z nurkowania, a także wycieczki na rafę dla nurków i tych, którzy chcą popływać z maską i rurką. Mają tu więc dwie łodzie, ponton i masę sprzętu do nurkowania. 
AlDive - widok z Kimy
W sezonie, gdy klientów jest sporo firma staje się ich drugim domem i spędzają tu całe dnie. Po szkole przyjeżdżają ich córki, Macie i Ember. Macie ma około 13 lat i jest cichą i nieśmiałą dziewczyną, starającą się unikać kontaktu z ludźmi. Kiedy przychodzi ze szkoły najczęściej natychmiast zaszywa się w biurze z nosem w laptopie. Ember, lat 8, z wdziękiem i bez najmniejszych oporów wdziera się do serc wszystkich częstych bywalców przystani. Dokazuje ile wlezie i szaleje z pracującymi dla jej rodziców nurkami. Billy i Sam mają jeszcze dwie starsze córki, które studiują na Barbadosie, więc nie udało mi się ich poznać. 

Billy urodził się na Dominice, jednak młodość spędził na Barbadosie, gdzie poznał Samanthę. Kiedy urodziły im się dzieci zdecydowali przenieść się na piękniejszą i bardziej zieloną Dominikę, choć wydaje mi się, że Samantha nie jest do końca zadowolona z życia w tym mało cywilizowanym kawałku świata, gdzie nie można zapewnić dzieciom porządnej opieki lekarskiej ani dobrej edukacji. 
Billy natomiast kocha Dominikę i jest świetnym źródłem wiedzy o tej wyspie oraz angażuje się też w sprawy lokalne, takie jak promowanie turyzmu i dbanie o środowisko naturalne.

Stałymi bywalcami przystani są też trzej nurkowie, którzy pracują w AlDive, Odel, Thomas i Kitts. To wesoła paczka dwudziestoparolatków, na których miło jest popatrzeć (okazuje się, że nurkowanie całkiem nieźle rzeźbi ciało;-)), ale słuchać ich ciężko, bo zafascynowani jakimś popularnym tu serialem naśladują głosy bohaterów i brzmią jak piejące koguty wyzywając się przy tym od najgorszych czarnuchów. Najgłośniejszy jest Odel, którego zawsze wszędzie jest pełno i nawet kiedy jesteśmy na łodzi zawsze wiemy, kiedy pojawia się on na brzegu, bo jego pianie i śmiech niosą się po okolicy. 

Odel
Wtóruje mu Thomas, króry jednak sprawia wrażenie spokojniejszego i poważniejszego i może nawet nieco melancholijnego przynajmniej w porównaniu z wiecznie wesołym i skorym do żartów Odelem. 
Thomas ze swoją dziewczyną
Kitts jest najmłodszy, więc jest głównym obiektem naigrywań i wygłupów swych starszych kolegów, ale on nie wydaje się tym specjalnie przejmować, choć prawdą jest, że przez większość czasu stara się trzymać trochę z boku. 
Kitts
Ostatecznie jednak chłopaki tworzą fajny, zgrany team i widać, że lubią swoją pracę i świetnie się tam bawią. 

Piotrek ma niepisaną umowę barterową z Billym i Samanthą. Pomaga im wykonując rożne naprawy na przystani, a w zamian my możemy trzymać u nich Kimę, korzystać z wody i internetu. Ogólnie fajnie nam się tu z nimi wszystkimi żyje, choć mam wrażenie, że traktują nas oni trochę jak przybyszów z kosmosu, bo po pierwsze, pochodzimy z kraju, ktorego nazwa może i obiła im się kiedyś o uszy, ale poza tym, że to gdzieś w Europie, to nic więcej o nim nie wiedzą (i nie zaciekawili się ani przez moment naszego pobytu), a po drugie, nie mieści im się do końca w głowach, że żyjemy sobie beztrosko na łodzi bez pracy i żadnych większych obowiązków i że po prostu cieszymy się życiem.

Przystań jest czysta i zadbana. 
Po lewej biuro, a po prawej magazyn sprzętu


A tu fikus sobie tak rośnie, może ktoś ma takiego w doniczce?
I takie kwiatki w ogródku tu rosną, kolibry przylatują pić z nich nektar



A to mój prysznic pod palmą
Znajduje się tu też restauracja, którą Billy podnajmuje pewnej rodzinie. Restauracja ta jest zamknięta w dzień, co ma swoje dobre i złe strony. Fajnie byłoby móc kupić sobie lunch czy coś zimnego do picia w ciągu dnia, ale z drugiej strony dzięki temu, że jest nieczynna nie mamy pokus i oszczędzamy kasę oraz spożywamy zdecydowanie mniej alkoholu, bo serwują tu pyszny rum punch z marakui, którego nie sposób sobie odmówić, gdy bar jest otwarty ;-). Mogę też siedzieć tam za dnia bez oporów korzystając z internetu i nikomu to nie przeszkadza, tak więc to stąd wysyłam treści na bloga i kontaktuję się ze światem. 

No, ale czasem uda się dostać drineczka, jak się pracuje po godzinach :-)
I jeszcze opiekę nad dzieckiem sprawuje :-)
ale ja tu naprawdę ciężko pracuję
a on jak się obudzi, to pomaga mi pi(sa)ć :-)
Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednych istotnych mieszkańcach przystani. Są to małe jaszczurki, które, o ile mi wiadomo, są endemicznym gatunkiem Dominiki i stąd zwane są Dominican anoles, a dla mnie po znajomości anolki :-). Chyba sporządzę o nich odrębny wpis, bo materiału zdjęciowego mam pod dostatkiem, a dziś jedno zdjątko na zachętę :-). 



Tak właśnie wygląda nasza najbliższa okolica, w którą wkleiliśmy się chyba całkiem udatnie i gdzie odnaleźliśmy nowy rytm życia.

2 komentarze:

  1. No no ladnie sie urzadziliscie ;) Zyc nie umierac w takich warunkach i okolicznosciach przyrody :) Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, no źle nie było, nie narzekałam za bardzo ;-)

    OdpowiedzUsuń